Schnelleinstieg: Przejdź do treściPrzejdź do głównej nawigacjiPrzejdź do nawigacji głosowej

Okładka książki Holenderki

Dorothee Elmiger Die Holländerinnen
[Holenderki]

Program promocji przekładów
Ten tytuł jest objęty programem promocji przekładów na język polski w latach 2025-2027.

Zaginione w dżungli – Dorothee Elmiger opowiada o dwóch młodych turystkach i projekcie teatralnym w Panamie

Przy okazji naszego pierwszego spotkania w Berlinie, na krótko przed otrzymaniem Niemieckiej Nagrody Literackiej, Dorothee Elmiger powiedziała, że książki nie mogła napisać latami. Przez długi kompozycja materiałów wydawała się jej niespójna, aż w którymś momencie wpadła na pomysł trupy teatralnej i narratorki, która – podobnie jak ona sama – jest pisarką i w ramach swojej opowieści łączy ze sobą różnego rodzaju materiał. Owa autorka w trakcie wykładu z poetyki opowiada o wielu zdarzeniach, które niczym kostki domina uruchamiają kolejne – o zaginionych Holenderkach, szalonym reżyserze teatralnym, który w środkowoamerykańskiej dżungli rekonstruuje losy dwójki holenderskich studentek i o wszystkich historiach, losach i zdarzeniach pojawiających się poza tym w tej wielokrotnie nagradzanej, opartej na faktach powieści przygodowej.

W 2014 r. w panamskiej dżungli giną bez śladu dwie młode Holenderki. Po tygodniach zostają znalezione już tylko pozostałości ich szkieletów. Prawdziwego zdarzenia nie udało się wyjaśnić do dziś. Znaleziono dwa telefony komórkowe, a na nich dziwaczną dokumentację fotograficzną ujawniającą ostatnie dni życia studentek. 1 kwietnia jeszcze widzimy, jak młode kobiety z uniesionym do góry kciukiem rozpoczynają wędrówkę przez dżunglę; zdjęcie zrobił im inny turysta. Kolejny znak pojawia się dopiero siedem dni później: 8 kwietnia ktoś w środku nocy aż dziewięćdziesiąt razy naciska spust migawki. Na zdjęciach widać jedynie wegetację, tu i ówdzie wchodzący w kadr kosmyk włosów czy plastikową siatkę na gałęzi. Czy młode kobiety chciały wysłać jakiś sygnał, coś udokumentować? Czy w ogóle jeszcze żyły? Zdarzenie do dziś zajmuje panamskie urzędy i prywatnych detektywów na całym świecie. Stanowi ono dla Dorothee Elmiger punkt wyjścia do poszukiwania śladów, które, podobnie jak poprzednia książka Elmiger, „Aus der Zuckerfabrik” („Z fabryki cukru”), łączy esej, fikcję i dokumentację, tworząc opowieść porywającą, a przede wszystkim skłaniającą do refleksji.

Oczywiście Elmiger nie wie, co w 2014 roku wydarzyło się w panamskiej dżungli. Nie wie tego nikt. Ale jak wszystkie dobre powieści, które stanowią poszukiwania filozoficzne, także „Holenderki” czerpią z nimbu bliżej nieokreślonego przeczucia. Elmiger za pomocą własnych środków kontynuuje historię niderlandzkich studentek, tworząc z niej dziennik badawczy, który momentami przypomina dokumentalny horror „Blair Witch Project“ z lat dziewięćdziesiątych. Potem z kolei sprowadza wszystko do pytania o ciemną stronę ludzkiej egzystencji, by na koniec podjąć estetyczną próbę przemiany tego, co realne, w sztukę albo chociaż przywołać wysiłki innych znanych artystów, którzy usiłowali życie zamienić w sztukę. Przez tropikalny krajobraz przetaczają się wszyscy, do których pasuje etykietka „geniusza i szaleńcy”:  Joseph Conrad i Francis Ford Coppola, Werner Herzog, Klaus Kinski i Christoph Schlingensief.

Wszystkim im w miejscach ich artystycznej twórczości „zmienna, bezdenna istota świata” ukazywała się wyraźniej niż gdzie indziej. Przywołał ją również Werner Herzog, w jej kontekście konkretyzując pojęcie „ekstatycznej prawdy”, którą jego zdaniem można odkryć tam, gdzie przekroczone zostaną granice fizyczne i psychiczne, na przykład na planie filmowym z obłąkanym Klausem Kinskim, który w pewnym sensie szalał niczym ludzka siła natury podczas zdjęć do kultowych filmów takich jak „Aguirre“ czy „Fitzcarraldo“, co wiemy z kolei z pokazującego kulisy dokumentu „Mój ukochany wróg”. Kinski jako konkwistador Aguirre również u Elmiger wypowiada legendarne zdanie z filmu: „Kiedy ja, Aguirre, chcę, żeby ptaki spadały martwe z drzew, wówczas z drzew spadają martwe ptaki”.

No cóż, książka ta jest na swój sposób zabawna. Nie tylko wtedy, gdy patetyczny „twórca teatralny” żąda od sztuki, by „w jej środku” umieścić wszystko. Lecz także wtedy, gdy fikcyjna francuska pisarka podczas podróży przez Amazonię wygłasza swojemu miejscowemu kochankowi wykład na temat wstydu związanego z dobrobytem. W powieści czytamy, że Trapenard w długiej dygresji rozwodzi się nad „europejskim przekonaniem bądź uczuciem”, że jesteśmy obarczeni wielką winą i że wszystko jest oparte na niegodziwych przesłankach i praktykach – „obuwie sportowe, Immanuel Kant, wynalezienie samolotu, współczucie i nasze urządzenia elektroniczne, kategorie i systemy nauki i w ogóle całe zachodnie odkrywanie świata”. Nie spełniła się, jak czytamy dalej, żadna ze związanych z nimi obietnic.

Owa powieść szczęśliwie nie musi nic spełniać, bo też nic nie obiecuje. Każdy znajdujący się w niej cytat, motyw i dowcip, każda idea i postać wywołują towarzyską lawinę skojarzeń. Między słowami wdziera się niepokojący impet przemocy i kobietobójstwa Roberto Bolaño i Davida Lyncha. Niczym Homo Faber, którego przerosła wenezuelska dżungla i który (nieświadomie) dopuszcza się kazirodztwa z własną córką, co przy okazji wywołuje skojarzenie z Ingeborg Bachmann i jej trudną relacją z Maksem Frischem. W końcu mieszkająca od lat w Nowym Jorku pisarka Dorothee Elmiger jest Szwajcarką. W którymś momencie czytamy w „Holenderkach”, że w życiu chodzi o to, by dostrzegać „uwikłania, powiązania, to, co synchroniczne i pozornie przypadkowe”. W tej powieści autorka nie tylko je dostrzega, ale również przytacza – razem z czytelnikami. Dlatego powieść jest konsekwentnie napisana w trybie przypuszczającym, który nieustannie uzmysławia czytelnikowi niepewność wszystkiego, co da się opowiedzieć.

Przekład: Zofia Sucharska
Okładka książki Holenderki

Tekst: Katharina Teutsch

Katharina Teutsch – dziennikarka i krytyczka. Pisze między innymi dla Frankfurter Allgemeine Zeitung, Tagesspiegel, Die Zeit, Philosophie Magazin i Deutschlandradio Kultur.